Tak sobie siedzę i dumam nad tym iście filozoficznym pytaniem. I sama nie wiem. Bo że w ciąży mózg się kurczy, to fakt niepodważalny jest. Amnezje się zdarzają, samochód prowadzić gorzej, koncentracja i refleks poniżej średniej. Ja to wszystko wiem z własnego doświadczenia. Ale problem inny jest! Bo trzynaście miesięcy w ciąży już nie jestem, a ten jakby dalej do formy nie wrócił. Help!
Ok, samochód prowadzę tak jak przed ciążą. To znaczy średnio. Ani wzrostu, ani spadku kompetencji tej nie zauważyłam. Odważniejsza jestem bardziej. Dużo bardziej. Zwłaszcza, gdy w imieniu Matyldy muszę się wykłócać. Refleks też zwiększył. Jak spiderwoman jednym susem przeskakuję pokój, ratować dziecię me z opresji. A w ułamku sekundy to wszystko!
Ale z pamięcią. Z pamięcią to ja wciąż na bakier jestem. Gdzie się podziały te czasy, gdy zawodowo kilka projektów ogarniałam, a wszystko główka kalkulowała i nic, żadne karteluszki z notatkami potrzebne mi nie były. Na studiach to samo. Tylu spraw równocześnie się chwytałam i jakoś szło. Czasami po grudzie, ale szło.
A teraz? Pięć rzeczy mam zrobić, o czterech zapomnę. A mówię tu o sprawach, które nie wpisują się w codzienny rytuał. Bo pampersów nie zapominam kupować, na spacery wciąż wychodzimy, daty kolejnych szczepień jakby wyryte w mojej głowie, a rachunki na czas zawsze popłacone. I tak dalej.
Ale o sobie zapominam nagminnie. Na przykład nie pamiętam, o tym że miałam kupić obudowę do telefonu. Kupiłam sobie taki bajerancki, taki bardzo, ale to bardzo „smart”. Drogi całkiem, przynajmniej dla mnie. Przez miesiąc Ł. powtarzał jak mantrę – „zamów sobie obudowę, zamów sobie obudowę, bo jak spadnie to pęknie szybka, a spadnie Ci na pewno”. Nawet mi znalazł stronę, sklep, wszystko. Wystarczyło tylko wziąć i kupić. Ale ja o tym permanentnie…zapominałam. No to sobie przypomniałam kilka dni temu. Wyciągałam bilet z kurtki…i nagle jak na filmie w zwolnionym tempie…widzę jak telefon mój wyskakuje z kieszeni, w powietrzu zgrabne salta mortale wykonując, pikuje niczym sokół wprost na beton, z gracją piłeczki kauczukowej odbijąc się od niego razy trzy . Oczywiście, że szybka pękła. Och, ile %^&#@$^%!!! moich poleciało. Najgorsze, że nawet na dziecko winy zwalić nie mogłam. Moja wina, moja wina, moja bardzo wielka wina.
Przykładów mogłabym mnożyć. Jak to, że dwa tygodnie temu zgubiłam rękawiczki i wciąż zapominam kupić nowe! Każdego dnia siarczysty mróz dotkliwie przypomina mi o tym fakcie. Ale gdzieżbym o nim pamiętała, będąc na przykład w sklepie na zakupach. Nie! Mijam piętnaście rękawiczkowych stoisk i nawet do głowy mi nie przyjdzie zatrzymać się przy jednym. To samo z lekarzem. Plan wizyty w głowie od trzech miesięcy. I co? I przychodzi wieczór, przeglądam blogi, trafiam na akcje tego typu i znów olśnienie, bo przecież miałam to zrobić, a nie zrobiłam. A dni mijają. Dopiero sen jakiś strasznie głupi mobilizuje do chwycenia za telefon.
Jakoś mi tak zrutyniał ten mózg na macierzyńskim. Rozleniwił się. Zakroił działanie na najbliższych, a mnie samą zepchnął w czeluści niepamięci. Multitaksing wciąż na najwyższym poziomie, ale mojej osoby jakoś nie uwzględnia. Nie pytam czy ktoś tak ma. Proszę mnie pocieszyć, że nie tylko ja tak mam! 🙂
Ps.
Podczas ostatniej wycieczki zboczyliśmy z trasy o 50 kilometrów, a wszystko po to aby zobaczyć…pole. Śmiem jednak przypuszczać, że to najsłynniejsze polskie pole… Znacie? 🙂
Na pewno! Tak, tak, to oto pustkowie to słynne miejsce Bitwy pod Grunwaldem. W Grunwaldzie. 🙂
17 Komentarzy
Mimo iż dziecko me ma już lat 6 to zapominanie szczególnie o osobie nadal mi pozostało do tego doszła skleroza. Nie jesteś sama Kochana, to tak już jest w naszej matczynej naturze
Coś o tym wiem droga mamo. Dla dziecka zawsze wszystko kupię, a dla siebie zapomnę – standard. Ostatnio bez listy zakupowej nie ruszam się z domu. Najgorzej jednak jest, gdy mam przed sobą jakiś ważny egzamin na studiach, a tymczasem nic, zupełnie nic nie wchodzi mi do głowy. Pomiędzy jednym zagadnieniem, a drugim zastanawiam się czy, aby mam coś na obiadek dla Basi, a czy przypadkiem nie pora drzemki, a może jednak wyjdziemy na spacer, a właśnie – pranie muszę zrobić, bo dziecko moje już nie ma co ubrać. I tak non stop naukę swoją przerywam, a później sram za przeproszeniem w gacie siedząc na sali egzaminacyjnej i patrząc w kartkę z pytaniami jak sroka w gnat…
Odmóżdżenie totalne w moim przypadku.
Mam nadzieję, że póki co to jeszcze stan przejściowy…
JA jestem zupełnie karteczkowa. Zapisuję, notuję, planuję, wszystko nawet jeżeli jestem pewna, że czegoś nie zapomnę. Dla świętego spokoju mam listę zakupów rozpisaną na kategorie. Np. co w spożywczaku, drogerii czy gospodarstwa domowego (czyli w Ikei). Tym bardziej jeżeli mam odwiedzić któryś sklep za kilka dni albo tygodni, zmniejszam ryzyko zapomnienia o zakupach. A karteczek nigdy nie zapominam. Mam również wielki kalendarz "sucho ścierny" rozpisuję na nim miesiąc i tydzień. Oczywiście jeszcze kalendarz w telefonie i kolejne listy zadań. Jest tego trochę, ale przynajmniej jakoś udaje mi się wszystko ogarnąć 😉 Polecam!
wow…chapeau bas za takie kalendarzowe ogarnianie 🙂
Oj jak ja Cię rozumiem! O dziecięcych sprawach pamiętamy, więc nie zawsze starcza czasu by zająć się wlasnymi! Ja też średnio ogarniam swoje wizyty lekarskie, ale teraz się zmobilizuję, telefon do ręki i idę zamawiać wizytę. Spychamy siebie trochę na drugi plan. To o czym wspominasz: pamiętasz o jedzeniu, rachunkach, spacerach. Nie zapominasz pewnie o rękawiczkach dla Matyldy, ale dla siebie już tak. To chyba taka matczyna przypadłość 🙂
Nie tylko Ty tak masz:)
Ja notuję, maksymalnie wszystko, nic nie daje takiej radochy jak wykreślanie z listy "do zrobienia", nawet jeśli to są pierdoły:)
fakt też tak mam, nawet jak skreślam grubo po dedlajnie 🙂
Ja od zawsze używałam karteczek czym do dziś wzbudzam politowanie w oczach męża. Zwłaszcza jak znajdzie karteczkę z napisem umyć włosy, obciąć paznokcie czy tym podobne 🙂 No nic, trzeba sobie jakoś radzić 🙂
Haha, facet nie zrozumie, nigdy:)
Ależ się uśmiałam przy tym czytaniu… jakbyś o mnie pisała..ale pewnie nie jedna kobieta to już odczuła. No… mimo, że mózg na macierzyńskim chodzi na pełnych obrotach, bo trzeba spamiętać wszystko dotyczące dziecka to jednak dla nas już chyba 'czasu' mu nie starcza. Jakby wypadła z niego opcja JA.
http://www.MartynaG.pl
Ja zapominam z której piersi karmiłam i jak przychodzi pora jedzenia to przeważnie, przez moje roztargnienie maluch trafia na pierś, która jest prawie pusta. Efektem jest pisk na całe osiedle 😛
"Najgorsze, że nawet na dziecko winy zwalić nie mogłam." niemal dwa lata bo ciąży moja M. nadal potrafi mieć objawy amnezji, jednak najczęściej ta ciąża wyłazi gdy zapomina nazw przedmiotów i prosi mnie o podanie tego, tego, no, kurwa, ręcznika!
Dzięki Konrad, no to żeś nas pocieszył 😉
Widzisz, Agnieszka, u mojej koleżanki z pracy trwa to już ponoć 4 lata 😉
Widzisz ile kobiet cierpi na tą samą przypadłość, ja również zaliczam się do tego zacnego grona. Mimo karteczek na lodówce, przypomnień w komórce i niezadowolenia męża nadal zapominam notorycznie wszystkiego. Zdarza mi się wejść na piętro i bezsensownie zastanawiać się w jakim celu pokonałam te cholerne schody i niestety przypominam sobie powód z powrotem na dole:P Nie wiem jak z tym żyć chyba z żółtą przylepną karteczką na czole;) Ściskam i łącze się w bólu:)
Cholera, a ja sie łudzę, ze jak za miesiąc urodzę, to mózg zacznie mi normalnie funkcjonować… Sprawę dodatkowo komplikuje fakt, ze to nie pierwsze dziecko. Mam juz dwulatke i kurczę nie pamietam czy tak miałam w ciazy i na macierzyńskim z Hania… Czy to juz ta amnezja??? Shit!
Holy shit! tak, kochana, niestety już Cię dopadło 😉